Miałem niedawno przyjemność uczestniczyć w całkiem ciekawym spotkaniu mającym na celu uwidocznić problem zanieczyszczenia wód na świecie. W zacnym gronie reprezentantów nauki dyskutowaliśmy o tym, w jaki sposób można zminimalizować niszczenie ekosystemów wodnych na świecie, jak wygląda przyszłość ekologii w tej dziedzinie oraz czemu tak naprawdę - oprócz oczywistej kwestii "płynnej" - powinniśmy w szczególności chronić niektóre obszary.
Poruszone zostały kwestie rzek, do których zrzuca się odpady, wyrzucanych do mórz beczek i śmieci, niewystarczające zabezpieczenia odwiertów naftowych, etc., etc. Długo by wymieniać. W każdym razie, doszliśmy do światłego wniosku, że nic się nie da z tym zrobić, bo jest to fizycznie niemożliwe. Ale można zmniejszyć problem, tylko musi w tym uczestniczyć globalna społeczność.
Mnie natomiast zaintrygowało coś jeszcze. Kiedy rozmawialiśmy na kolacji z doktorami biologami, jeden z nich zaczął strasznie ubolewać nad tym, że zapomina się o pewnych gatunkach organizmów żyjących w wodach oceanicznych i morskich, które są dla nas dosyć istotne, a jakoś ich zagrożenie przechodzi bez echa.
Szczerze mówiąc, pomyślałem o konikach morskich, meduzach i ośmiornicach, ale szybko zostałem z błędu wyprowadzony. Ów uczony mówił mianowicie o dwóch zupełnie nieznanych mi elementach fauny i flory, jakimi są zielona małża i morszczyn pęcherzykowaty.
Oczywiście obie nazwy znam ze słyszenia, zwłaszcza małża nie jest mi obca, chociaż będąc nad Bałtykiem słyszałem kilka razy o morszczynach. Okazuje się, że wchodzą one w skład preparatów medycyny naturalnej. Zaintrygowała mnie ta wiadomość, pogrzebałem więc trochę i oto wyniki:
Zielone małże znaleźć można w Nowej Zelandii, wpływają wzmacniająco na kości i stawy, a także dostarcza substancji odżywczych. Z ciekawości będę musiał sprawdzić, czy inne owoce morza mają podobne właściwości.
Morszczyn pęcherzykowaty występuje w kilku miejscach na świecie, m.in. w Bałtyku. Jest przybrzeżnym glonem, który charakteryzuje się dosyć rozległym działaniem leczniczym - stosuje się go np. przy nadciśnieniu i miażdżycy, do regulacji układu krwionośnego oraz podczas odchudzania. Brzmi ciekawie!
Naturalny Zielarz
piątek, 12 kwietnia 2013
czwartek, 11 kwietnia 2013
Coca Cola napojem bogów!
Zacznę od wyznania: uwielbiam Coca Colę. Serio. Uważam, że to jeden z najlepszych napojów na rynku. Ba! Najlepszy. Chociaż powstaje w ściśle tajnych laboratoriach finansowanych zapewne przez rządzących Ziemią przedstawicieli Reptilian, ma w sobie więcej chemii, niż koreańska głowica nuklearna i kiedyś robiono go z domieszką amfetaminy, kocham ten smak.
Nazwijcie mnie hipokrytą, ale akurat Cola naprawdę jest niesamowita. Ma wszystko, czego człowiek potrzebuje do życia, czyli niepowtarzalny smak, orzeźwienie i kofeinę :) Jasne, zdrowiej jest samemu przygotowywać sobie energetyki (co zresztą opisywałem dwie notki temu) albo pić brazylijską kawę z nietoperzowego guano, ale czasami zdarza się tak, że zatrzymujemy się na stacji benzynowej w drodze nad morze i musimy się czegoś napić. Wtedy do wyboru mam albo obrzydliwą kawę z automatu pamiętającego czasy pierwszych Piastów albo miliard napojów gazowanych, z których większość to woda wymieszana z radioaktywnymi odpadkami z Jersey. No i Colę. Wybór jest prosty.
Ten czarny napój ma w sobie coś takiego, co przyciąga na stałe. Może ciągle dodają tam trochę amfy? :) Poza tym nie zapominajmy o tym, że Cola - pita w rozsądnych ilościach (i nie jest to 5 litrów dziennie) nie szkodzi, ale wręcz pomaga. Owszem, zawiera sporo cukru, ale działa również na trawienie. Każdy chyba leczył się z bolącego brzucha wygazowaną Colą...
A czy zatruwają środowisko? Tego nie wiem, nie widziałem żadnych raportów na ten temat, a wywrzaskiwane hasła Greenpeace'u mało mnie interesują, jeśli mam być szczery. Póki co, pozostaje zatem napojem bogów! :)
Problem trądziku rozwiązany?
Rozmawiałem niedawno z moim znajomym. Chłopak ma straszny problem z cerą, właściwie odkąd zaczął się u niego okres dojrzewania (a gość ma już prawie 30 lat) nie może pozbyć się pryszczy. Rzecz to straszna, przyznaję, a stosował już chyba wszystkie możliwe cuda, jakie można dostać w aptekach. Od jednych mijało mu na kilka dni, inne dorzuciły do pryszczy alergie i pogorszyły sytuację, no ale to chemia, więc wiadomo, jak może działać.
Pytam się go, czy próbował czegoś naturalnego. A on mi na to, że mógłby spróbować, tylko czego? Sam się na tym nie zna, a muszę przyznać, że i mi zabił ćwieka. Jak medycyną naturalną leczy się trądzik, myślę i wymyślam - może jakieś napary z pokrzyw, może jakieś egzotyczne przyprawy... Chociaż z tego, co się orientuję, to po takim curry czy chili można nie dość, że zwiększyć ilość wyprysków, to jeszcze dostać sr... nieważne :)
W każdym razie pogrzebaliśmy trochę w sieci, no i znaleźliśmy stronę, na której facet opowiada swoją historię likwidowania trądziku. Okazuje się, że używał oleju arganowego, którego zapas stoi u mnie na półce... Że też na to nie wpadłem od razu. Z opowieści jasno wynika, że udało mu się całkowicie wyleczyć skórę. Dałem znajomemu buteleczkę, zobaczymy, co z tego wyjdzie...
A tutaj link, jakby ktoś był zainteresowany działaniem:
środa, 10 kwietnia 2013
Zastrzyk energii - tauryna i guarana
Jak już wspominałem, ostatnimi czasy dosyć intensywnie podróżowałem i pracowałem, pomyślałem zatem, że przydałoby się coś, co pomoże mi znieść trudny dnia codziennego. Nie jestem wielkim zwolennikiem napojów energetycznych, postanowiłem więc zakupić naturalne energetyki.
Udałem się do znanego nam dobrze sklepu, ponieważ w ich asortymencie znalazłem dwie ciekawe pozycje - guaranę w proszku oraz taurynę w kapsułkach. Obie działają pobudzająco i zwiększają wydajność organizmu, zatem doskonale spełniały moje wymagania.
Guaranę zostawiłem sobie na potrzeby doraźne, natomiast taurynę zacząłem łykać kilka dni wcześniej, aby stworzyć dobrą podkładkę na kolejne dni. I rzeczywiście, spełniła swoją rolę doskonale! Dosyć mocno odczułem jej działanie, zwłaszcza kiedy musiałem ślęczeć do późnej nocy nad projektami - zero przysypiania, mózg wciąż pracował na wysokich obrotach, a o to przecież chodziło.
Tak samo zadowolony jestem z działania guarany. Miałem ją pod postacią proszku, z którego robiłem napoje energetyzujące w chwilach skrajnego zmęczenia i nie zawiodłem się. W połączeniu z tauryną dały mi niezłego kopniaka, dzięki czemu przetrwałem ciężki okres wzmożonego wysiłku, nie tylko intelektualnego, ale przede wszystkim fizycznego - nocna jazda na drugi koniec Polski, dużo chodzenia i noszenia różnego rodzaju materiałów, a organizm wciąż pracował pełną parą.
Generalnie rzecz biorąc, tego typu suplementy są skierowane przede wszystkim do osób, które muszą w pewien sposób wspierać organizm, ponieważ z racji wykonywanego zawodu/hobby/sportu potrzebują zewnętrznego zastrzyku energii. Ja ze swojej strony mogę je polecić również każdemu, kto zainteresowany jest czasowym i doraźnym zwiększeniem wydajności.
Udałem się do znanego nam dobrze sklepu, ponieważ w ich asortymencie znalazłem dwie ciekawe pozycje - guaranę w proszku oraz taurynę w kapsułkach. Obie działają pobudzająco i zwiększają wydajność organizmu, zatem doskonale spełniały moje wymagania.
Guaranę zostawiłem sobie na potrzeby doraźne, natomiast taurynę zacząłem łykać kilka dni wcześniej, aby stworzyć dobrą podkładkę na kolejne dni. I rzeczywiście, spełniła swoją rolę doskonale! Dosyć mocno odczułem jej działanie, zwłaszcza kiedy musiałem ślęczeć do późnej nocy nad projektami - zero przysypiania, mózg wciąż pracował na wysokich obrotach, a o to przecież chodziło.
Tak samo zadowolony jestem z działania guarany. Miałem ją pod postacią proszku, z którego robiłem napoje energetyzujące w chwilach skrajnego zmęczenia i nie zawiodłem się. W połączeniu z tauryną dały mi niezłego kopniaka, dzięki czemu przetrwałem ciężki okres wzmożonego wysiłku, nie tylko intelektualnego, ale przede wszystkim fizycznego - nocna jazda na drugi koniec Polski, dużo chodzenia i noszenia różnego rodzaju materiałów, a organizm wciąż pracował pełną parą.
Generalnie rzecz biorąc, tego typu suplementy są skierowane przede wszystkim do osób, które muszą w pewien sposób wspierać organizm, ponieważ z racji wykonywanego zawodu/hobby/sportu potrzebują zewnętrznego zastrzyku energii. Ja ze swojej strony mogę je polecić również każdemu, kto zainteresowany jest czasowym i doraźnym zwiększeniem wydajności.
Ochrona środowiska a sprawa polska
Po raz kolejny wdałem się w jałową dyskusję na temat ochrony środowiska, tym razem z fanatycznym, samozwańczym ekspertem od zagrożonych gatunków...
Nie tak dawno głośno było o kolejnym debilizmie, jakim stał się problem budowy drogi szybkiego ruchu z powodu ślimaka rezydującego na terenach pod nią przeznaczonych. Dla jasności - jestem wielkim fanem przyrody. Zwierzęta kocham, drzewa też, wszystko, co związane z naturą jest moją domeną. Ale bez przesady!
W przeciwieństwie do niektórych, rozumiem postęp i akceptuję go, może nie w pełni i bezkrytycznie, ale jestem świadomy, że to nieuniknione. Wiem, że trzeba budować drogi. Zwłaszcza, jeśli są one ostatnią szansą na uwolnienie mieszkańców małych miejscowości od jeżdżących tamtędy TIR-ów.
Wszyscy zwolennicy Greenpeace'u i ekofaszyzmu pewnie rwą teraz włosy z głowy, ale szczerze mówiąc, ważniejsi są dla mnie ludzie, niż ślimaki. I mówię to z pełną odpowiedzialnością.
Żyjemy w dziwnych czasach, kiedy z jednej strony technologia rozwija się w niesamowicie szybkim tempie, a z drugiej za wszelką cenę staramy się ją powstrzymać. Rozumiem, że chronienie pewnych gatunków jest niezbędne, by ekosystem mógł dalej funkcjonować, ale nie popadajmy w skrajności - blokowanie budowy ważnej infrastruktury z powodu ślimaków jest... śmieszne. I trochę przerażające.
Niestety żadne argumenty nie trafiają do spowitych zielonymi oparami absurdu głów ekofaszystów.
Nie tak dawno głośno było o kolejnym debilizmie, jakim stał się problem budowy drogi szybkiego ruchu z powodu ślimaka rezydującego na terenach pod nią przeznaczonych. Dla jasności - jestem wielkim fanem przyrody. Zwierzęta kocham, drzewa też, wszystko, co związane z naturą jest moją domeną. Ale bez przesady!
W przeciwieństwie do niektórych, rozumiem postęp i akceptuję go, może nie w pełni i bezkrytycznie, ale jestem świadomy, że to nieuniknione. Wiem, że trzeba budować drogi. Zwłaszcza, jeśli są one ostatnią szansą na uwolnienie mieszkańców małych miejscowości od jeżdżących tamtędy TIR-ów.
Wszyscy zwolennicy Greenpeace'u i ekofaszyzmu pewnie rwą teraz włosy z głowy, ale szczerze mówiąc, ważniejsi są dla mnie ludzie, niż ślimaki. I mówię to z pełną odpowiedzialnością.
Żyjemy w dziwnych czasach, kiedy z jednej strony technologia rozwija się w niesamowicie szybkim tempie, a z drugiej za wszelką cenę staramy się ją powstrzymać. Rozumiem, że chronienie pewnych gatunków jest niezbędne, by ekosystem mógł dalej funkcjonować, ale nie popadajmy w skrajności - blokowanie budowy ważnej infrastruktury z powodu ślimaków jest... śmieszne. I trochę przerażające.
Niestety żadne argumenty nie trafiają do spowitych zielonymi oparami absurdu głów ekofaszystów.
Etykiety:
dyskusja,
ekologia,
energia,
fakty,
greenpeace,
hipokryzja,
miasto,
problem,
przygoda,
smog,
zdrowe powietrze,
Ziemia
wtorek, 9 kwietnia 2013
Ciekawe strony dla zainteresowanych
Witam po dosyć długiej przerwie, na którą niestety nie miałem wpływu - rozjazdy, wyjazdy, brak czasu na cokolwiek. Praca, praca, praca... Teraz na szczęście mam luźny okres, dlatego postaram się nadrobić zaległości i wrzucić kilka ciekawostek, jakie wyszperałem w wolnych chwilach między kolejnymi podróżami.
Po pierwsze, dwie bardzo fajne strony - obie wciąż w budowie, ale można już się co nieco z nich dowiedzieć:
Ranking Natury
Lecznicze Zioła
Podrzucił mi je mój znajomy, mający absolutnego kręćka na punkcie medycyny naturalnej. Wyszukuje różne cuda w internecie i dzieli się nimi ze znajomymi podzielającymi - mniej lub bardziej - jego szczególną pasję. Tym razem trafiły się rzeczywiście całkiem ciekawe strony, mam nadzieję, że będą się rozwijać w dobrym kierunku.
Pierwszy z nich zawiera całkiem interesujące zestawienia suplementów diety dopasowanych do konkretnych problemów zdrowotnych. Wszystkie oscylują, co prawda, wokół kilku jedynie sklepów internetowych, jednak i tak warto się z nimi zapoznać, bo można dowiedzieć się ciekawych rzeczy, poza tym znacznie ułatwia to poszukiwania odpowiedniego środka.
Druga z nich jest jeszcze ciekawsza - to tworzona przez pasjonatów encyklopedia roślin i związków leczniczych, z których większość wykorzystywana jest przez nasze organizmy do prawidłowego funkcjonowania. Na razie baza jest malutka, ale widziałem, że właściwie codziennie pojawiając się tam nowe wpisy, można zatem liczyć na szybki rozwój i dużą pojemność.
Póki co, to wszystko, ale już niedługo powrócę z regularnymi wpisami, a w nich kilka tematów, które dotyczą nas wszystkich, recenzje nowo zdobytych środków naturalnych i wiele innych wspaniałości :)
Slava!
Etykiety:
leczenie,
matka natura,
medycyna naturalna,
natura,
owoc,
owoce,
zdrowa żywność,
zdrowie,
źródła energii,
żywność
wtorek, 12 marca 2013
Zdrowe, smaczne i podręczne - naturalne przekąski
Czasami mamy ochotę na drobną przegryzkę, coś pysznego, ale jednocześnie niekoniecznie kalorycznego, z czym może być problem. Wszelkiego rodzaju chipsy, batoniki czy czekolada na dłuższą metę nie są zbytnio zdrowe - zawierają sporo cukrów i węglowodanów, a w przypadku ziemniaczanych frykasów, także tłuszczów. Jeśli ktoś chce, z łatwością można jednak znaleźć zdrowe, naturalne przekąski, które możemy nosić w kieszeni i sięgać po nie, gdy tylko najdzie nas ochota.
Ostatnio spróbowałem dwóch tego typu produktów, polecone mi w kameralnym sklepiku ze zdrową żywnością na Muranowie, a mianowicie suszone morwy tureckie oraz jagody inkaskie. Pakowane po 70 gramów, w poręcznym, kartonowym pudełku, są idealne, jako przegryzka w ciągu dnia, klasyczny snack.
Morwy tureckie smakują trochę, jak rodzynki, zresztą są podobnie wykorzystywane w kuchni - co polecam. Ale nie tylko smak jest ich atutem - zawierają dużo substancji odżywczych, w tym witaminę C, która wpływa na odporność. No a oprócz tego, są po prostu pyszne! Podobnie sprawa ma się z jagodami inkaskimi, wykorzystywanymi często jako składniki mieszanek bakaliowych. Cechuje je również bogata zawartość protein, co sprawia, że są niesamowicie odżywcze. Całkiem ciekawie sprawdzają się, jako szybkie przegryzki w czasie dnia.
Jak się okazało, sympatyczny sklep nieco naciągnął mnie na kosztach tych przysmaków, bo udało mi się znaleźć DOKŁADNIE te same produkty, w dużo niższej cenie, na mojej ulubionej Naturala.pl. Następnym razem będę wiedział, skąd zamawiać...
Ostatnio spróbowałem dwóch tego typu produktów, polecone mi w kameralnym sklepiku ze zdrową żywnością na Muranowie, a mianowicie suszone morwy tureckie oraz jagody inkaskie. Pakowane po 70 gramów, w poręcznym, kartonowym pudełku, są idealne, jako przegryzka w ciągu dnia, klasyczny snack.
Morwy tureckie smakują trochę, jak rodzynki, zresztą są podobnie wykorzystywane w kuchni - co polecam. Ale nie tylko smak jest ich atutem - zawierają dużo substancji odżywczych, w tym witaminę C, która wpływa na odporność. No a oprócz tego, są po prostu pyszne! Podobnie sprawa ma się z jagodami inkaskimi, wykorzystywanymi często jako składniki mieszanek bakaliowych. Cechuje je również bogata zawartość protein, co sprawia, że są niesamowicie odżywcze. Całkiem ciekawie sprawdzają się, jako szybkie przegryzki w czasie dnia.
Jak się okazało, sympatyczny sklep nieco naciągnął mnie na kosztach tych przysmaków, bo udało mi się znaleźć DOKŁADNIE te same produkty, w dużo niższej cenie, na mojej ulubionej Naturala.pl. Następnym razem będę wiedział, skąd zamawiać...
Etykiety:
jagoda inkaska,
jedzenie,
morwy tureckie,
naturala.pl,
owoce,
owoce suszone,
przekąska,
snack,
zdrowie,
żywność
Subskrybuj:
Posty (Atom)